Raczej warto. Także z Waszego punktu widzenia. Gdyby nie 52nd Troop Carrier Wing – wydzielone z I TCC – nie byłoby pathfinderów. Więcej napiszę o tym w innym wątku.
Każdy amerykański spadochroniarz, pilot samolotu transportowego i szybowca transportowego przewijał się przez I TCC, czy chciał, czy nie chciał.
I Troop Carrier Command USAAF bazowało w Stanach Zjednoczonych i teoretycznie (ale tylko teoretycznie) było organizacją nie bojową, szkoleniową, służebną głównie (ale nie tylko) wobec operacyjnego, bojowego IX Troop Carrier Command na frontach MTO i ETO. Czym było IX TCC to już na takim forum tłumaczyć nie trzeba, bo woziło wszystkich na wszystkie operacje spadochronowo-szybowcowe (także Brytyjczyków), a więc także odtwarzanych przez Was pathfinderów.
I TCC jest o tyle ciekawe, że tutaj właśnie US Army i USAAF przeprowadzały „na żywym organizmie” wszystkie eksperymenty z zastosowaniem wojsk typu airborne zanim wysyłano je na światowe fronty. Służyli tu też najwybitniejsi instruktorzy – czy to wojsk lądowych (w tym sił specjalnych), czy też USAAF.
Służyli tu piloci doświadczalni i pokazowi, jacy zazwyczaj nie służyli w bojowym IX TCC. I TCC było na tyle cenne, że jego piloci „na występach gościnnych” latali też operacyjnie w IX TCC. Tak oto pilotem I TCC był np. ppłk Michael C. Murphy pilotujący 6 czerwca 1944 r. szybowiec CG-4A z gen. Donem F. Prattem na pokładzie.
Teoretycznie nie bojowe, a jedynie szkoleniowe, I TCC wydzieliło także sto procent załóg lotnictwa transportowego (silnikowego i szybowcowego) do 1st Air Commando Group. I znowu gdyby nie I TCC to takie operacje jak np. birmańska „Thursday” nie doszłyby do skutku.
A więc chyba jest się czym interesować.
